Przed wakacjami zgłosił się do mnie klient z informacją, że chce wynająć lokal użytkowy na dworcu kolejowym. Powiedział, że zapoznał się z treścią umowy, która ma 40 stron i uważa, że w wielu miejscach jest dla niego niekorzystna. Dodał też, że chce, abym pomogła mu w negocjacji tej umowy.
Tak mniej więcej wyglądała nasza rozmowa:
– Czy zapytał się Pan, czy wynajmujący dopuszcza negocjacje umowy najmu? Czy w praktyce faktycznie można przedstawić propozycje zmian do umowy?
– Tak, ten lokal stoi pusty już ponad rok. Im też zależy na tym, żeby wynająć — odpowiedział Klient.
– To dobra wiadomość, bo szkoda, żeby Pan inwestował w pełny audyt umowy jak wynajmujący i tak jest usztywniony. Gdyby tak było, wtedy warto by było do umowy razem usiąść, aby wiedział Pan, co podpisuje i ewentualnie zgodzić się lub nie.
– Porozmawiam jeszcze z wynajmującym i wrócę do Pani.
Klient wrócił z informacją, że możemy przedstawić swoje zmiany do umowy.
Same negocjacje umowy nie były łatwe.
Wynajmujący przy wielu zapisach, bardzo niekorzystnych dla najemcy, reagował w sposób, jaki znam z innych negocjacji z dużymi podmiotami: „takie mamy standardowe warunki najmu”, „zarząd nie wyraża zgody”.
Można mieć wtedy przeświadczenie, że nie warto dalej próbować.
Bo kiedy zamierzasz wynająć lokal od dużego dewelopera, który zawodowo zajmuje się wynajmem, albo jest podmiotem w części państwowym, albo jest to duża galeria handlowa, gdzie są ustandaryzowane warunki najmu, można mieć poczucie, że albo w 100% akceptujesz umowę najmu przedstawioną przez wynajmującego, albo do zawarcia umowy w ogóle nie dochodzi.
Czy warto zatem samemu podejmować się próby zmiany treści umowy najmu z dużym podmiotem? Czy warto angażować prawnika?
Moje wieloletnie doświadczenie i mail z dzisiaj o tym, że duży wynajmujący zaakceptował w 100% zmiany, jakie zaproponowałam do umowy najmu, świadczą o tym, że warto.
Klient napisał:
– Wynajmujący zaakceptował w 100% Pani propozycje. Dziękuję.
Ten dzisiejszy mail dotyczył zmian, jakie zaproponowałam w końcowej fazie negocjacji.